Kamil Maliszewski - foto archiwum KM
2023-05-24
Rozmowa z Kamilem Maliszewskim - korespondentem z USA
Rozpoczynamy cykl reportaży ze Stanów Zjednoczonych. Nasz korespondent będzie relacjonował codzienną pracę ratowników wodnych przy zabezpieczeniu amerykańskich obiektów basenowych. Porównamy różnice w polskich i amerykańskich przepisach, poznamy systemy i procedury ratownicze obowiązujące w USA.
Przedstawiamy rozmowę z naszym korespondentem Kamilem Maliszewskim, który w przyszłym tygodniu rozpoczyna pracę jako menedżer zespołu basenów w stanie Virginia niedaleko Waszyngtonu.
Kamil Maliszewski w Polsce jest koordynatorem regionalnym w Wodnej Służbie Ratowniczej, największej organizacji zatrudniającej ratowników wodnych w kraju, która zabezpiecza zarówno te duże, jak i mniejsze obiekty w całej Polsce. WSR to firma o dużym potencjale i dynamice rozwoju, ukierunkowana na zdobywanie nowej wiedzy i doświadczenia, w które to elementy wpisuje się praktyka w Stanach Zjednoczonych.
K. Maliszewski swoją karierę z ratownictwem wodnym zaczynał przed siedmiu laty w Parku Wodnym Koszalin. Po półtorej roku pracy został kierownikiem zmiany, a po trzech latach, już w szeregach Wodnej Służby Ratowniczej objął funkcję koordynatora ratowników, na początku na dwóch obiektach miejskich, a następnie na 10 obiektach w regionie kierując pracą kilkudziesięciu ratowników wodnych. Teraz czas na nowe wyzwania i pracę w zupełnie nowych warunkach i specyfice organizacyjno-prawnej.
Diana Sinkiewicz: Proszę opowiedzieć o nowym wyzwaniu.
Kamil Maliszewski: Moim miejscem docelowym jest stan Virginia koło Waszyngtonu. Na razie będzie to praca na obiekcie basenowym otwartym na stanowisku Pool Manager. Będą to standardowe obowiązki, które wykonujemy także w Polsce, czyli kontrola pracy ratowników, badania wody itp. ale na pewno niejedno może mnie na miejscu zaskoczyć.
Jakie trzeba spełnić kryteria do zatrudnienia w USA na ww. stanowisku?
Aby pracować w USA jako ratownik wodny, trzeba przejść kurs Amerykańskiego Czerwonego Krzyża, czyli odpowiednik naszego kursu na ratownika wodnego. Dodatkowo musiałem otrzymać pozwolenie na pracę oraz otrzymać wizę w ambasadzie USA w Warszawie. Natomiast na zaoferowane mi stanowisko miała wpływ funkcja, którą obejmuję aktualnie w Polsce.
Jak w praktyce wyglądało szkolenie i gdzie się odbywało?
Szkolenie odbywało się wyjątkowo w Warszawie, gdyż to do nas przyjechali włodarze, oraz szkoleniowcy z USA. Około 10 godzin spędziliśmy na basenie, w tym czasie wykazywaliśmy się swoją umiejętnością pływacką, uczyliśmy się podejmować osoby z wody korzystając z dostępnego sprzętu, czyli deski ortopedycznej oraz węgorzy ratowniczych. Dodatkowo zostały nam pokazane skoki ratownicze, które są wykorzystywane podczas akcji ratowniczej.
Następnym etapem było szkolenie z pierwszej pomocy, gdzie każdy z nas dostał indywidualną apteczkę w której znajdowała się maseczka do resuscytacji, koc termoizolacyjny, rękawiczki, nożyczki. Musieliśmy przede wszystkim nauczyć się jak odzyskać utracone funkcje życiowe dla dorosłego i dziecka z wykorzystaniem sprzętu, który znajdował się w apteczce. Dodatkowo też zostały nam pokazane procedury podczas zachłyśnięcia.
Co Pana zaskoczyło podczas szkolenia?
Zaskoczył mnie inny program niż obowiązujący w Polsce. Mogę powiedzieć, że był łatwiejszy. Podając przykład, w Polsce jednym z punktów egzaminacyjnych jest przepłynięcie 400 metrów w czasie 8 minut, zaś na kursie Amerykańskiego Czerwonego Krzyża wystarczyło 300 metrów bez określenia czasu. Dodatkowym aspektem były skoki ratownicze. W Polsce węgorz jest zawsze trzymany z boku, natomiast w samej wodzie po prostu płynie się kraulem ratowniczym, a węgorz jest z tyłu na lince. W przypadku procedur USA wygląda to znacznie inaczej - węgorz jest na klatce piersiowej z utrzymaniem pod pachami, a do poszkodowanego płynie się w tej pozycji stylem klasycznym.
Dlaczego procedury amerykańskie różnią się od polskich, jak wygląda praktyka w pracy ratowników wodnych w USA, jak skonstruowane są przepisy i wiele innych ciekawych aspektów poznamy z felietonów Kamila Maliszewskiego. Szukajcie ich na portalu Basenprof.
Przedstawiamy rozmowę z naszym korespondentem Kamilem Maliszewskim, który w przyszłym tygodniu rozpoczyna pracę jako menedżer zespołu basenów w stanie Virginia niedaleko Waszyngtonu.
Kamil Maliszewski w Polsce jest koordynatorem regionalnym w Wodnej Służbie Ratowniczej, największej organizacji zatrudniającej ratowników wodnych w kraju, która zabezpiecza zarówno te duże, jak i mniejsze obiekty w całej Polsce. WSR to firma o dużym potencjale i dynamice rozwoju, ukierunkowana na zdobywanie nowej wiedzy i doświadczenia, w które to elementy wpisuje się praktyka w Stanach Zjednoczonych.
K. Maliszewski swoją karierę z ratownictwem wodnym zaczynał przed siedmiu laty w Parku Wodnym Koszalin. Po półtorej roku pracy został kierownikiem zmiany, a po trzech latach, już w szeregach Wodnej Służby Ratowniczej objął funkcję koordynatora ratowników, na początku na dwóch obiektach miejskich, a następnie na 10 obiektach w regionie kierując pracą kilkudziesięciu ratowników wodnych. Teraz czas na nowe wyzwania i pracę w zupełnie nowych warunkach i specyfice organizacyjno-prawnej.
Diana Sinkiewicz: Proszę opowiedzieć o nowym wyzwaniu.
Kamil Maliszewski: Moim miejscem docelowym jest stan Virginia koło Waszyngtonu. Na razie będzie to praca na obiekcie basenowym otwartym na stanowisku Pool Manager. Będą to standardowe obowiązki, które wykonujemy także w Polsce, czyli kontrola pracy ratowników, badania wody itp. ale na pewno niejedno może mnie na miejscu zaskoczyć.
Jakie trzeba spełnić kryteria do zatrudnienia w USA na ww. stanowisku?
Aby pracować w USA jako ratownik wodny, trzeba przejść kurs Amerykańskiego Czerwonego Krzyża, czyli odpowiednik naszego kursu na ratownika wodnego. Dodatkowo musiałem otrzymać pozwolenie na pracę oraz otrzymać wizę w ambasadzie USA w Warszawie. Natomiast na zaoferowane mi stanowisko miała wpływ funkcja, którą obejmuję aktualnie w Polsce.
Jak w praktyce wyglądało szkolenie i gdzie się odbywało?
Szkolenie odbywało się wyjątkowo w Warszawie, gdyż to do nas przyjechali włodarze, oraz szkoleniowcy z USA. Około 10 godzin spędziliśmy na basenie, w tym czasie wykazywaliśmy się swoją umiejętnością pływacką, uczyliśmy się podejmować osoby z wody korzystając z dostępnego sprzętu, czyli deski ortopedycznej oraz węgorzy ratowniczych. Dodatkowo zostały nam pokazane skoki ratownicze, które są wykorzystywane podczas akcji ratowniczej.
Następnym etapem było szkolenie z pierwszej pomocy, gdzie każdy z nas dostał indywidualną apteczkę w której znajdowała się maseczka do resuscytacji, koc termoizolacyjny, rękawiczki, nożyczki. Musieliśmy przede wszystkim nauczyć się jak odzyskać utracone funkcje życiowe dla dorosłego i dziecka z wykorzystaniem sprzętu, który znajdował się w apteczce. Dodatkowo też zostały nam pokazane procedury podczas zachłyśnięcia.
Co Pana zaskoczyło podczas szkolenia?
Zaskoczył mnie inny program niż obowiązujący w Polsce. Mogę powiedzieć, że był łatwiejszy. Podając przykład, w Polsce jednym z punktów egzaminacyjnych jest przepłynięcie 400 metrów w czasie 8 minut, zaś na kursie Amerykańskiego Czerwonego Krzyża wystarczyło 300 metrów bez określenia czasu. Dodatkowym aspektem były skoki ratownicze. W Polsce węgorz jest zawsze trzymany z boku, natomiast w samej wodzie po prostu płynie się kraulem ratowniczym, a węgorz jest z tyłu na lince. W przypadku procedur USA wygląda to znacznie inaczej - węgorz jest na klatce piersiowej z utrzymaniem pod pachami, a do poszkodowanego płynie się w tej pozycji stylem klasycznym.
Dlaczego procedury amerykańskie różnią się od polskich, jak wygląda praktyka w pracy ratowników wodnych w USA, jak skonstruowane są przepisy i wiele innych ciekawych aspektów poznamy z felietonów Kamila Maliszewskiego. Szukajcie ich na portalu Basenprof.
Autor: Diana Sinkiewicz - portal Basenprof